
Operacja „Adolphus”
W mroźną, zimową noc z 15 na 16 lutego 1941 roku z pokładu brytyjskiego, dwusilnikowego średniego bombowca Armstrong Whitworth Whitley o numerze Z-6473 pilotowanego przez F/L Keast’a z 419.
Eskadry do zadań specjalnych w ramach operacji „Adolphus” zostali zrzuceni pod Dębowcem koło Skoczowa: rotmistrz Józef Zabielski ps. „Żbik” i major Stanisław Krzymowski ps. „Kostka” cichociemni oraz bombardier Czesław Raczkowski ps. „Orkan” kurier. Spadochroniarze mieli być zrzuceni na terenie Generalnego Gubernatorstwa w okolicach Włoszczowej. Jednak w obawie, że zabraknie paliwa na powrót do bazy, pilot zrzucił skoczków, nie informując ich o tym, na innym terenie, gdzie nikt ich nie oczekiwał.
Zrzut odbył się w rejonie m. Dębowiec, która w czasie drugiej wojny światowej znalazł się w granicach III Rzeszy. Bombowiec, by uzyskać miejsce dla dodatkowych zbiorników paliwa miał wymontowany system grzewczy. Z tego powodu skoczkom dokuczało przeraźliwe zimno, które starali się złagodzić łykami whisky. Sam skok okazał się także skomplikowany, przyszłych skoczków uczono skakać przez otwór w podłodze a okazało się, że samolot ma drzwi z boku.
W trakcie lądowania, na lodzie pokrywającym staw, Zabielski uszkodził staw skokowy i śródstopie. Na zrzutowisku odnalazł się z Raczkowskim. Niespełna wówczas 7-letni mieszkaniec Dębowca, Emil Steller, przewiózł bryczką pierwszych zrzuconych Cichociemnych do odległego o 15 km dworca kolejowego w Skoczowie.
– Miałem wtedy 6,5 roku. Nie bałem się, byłem odważny, bo podczas wojny dzieci musiały takie być. Pojechałem ja, bo macocha bardziej bała się o ojca niż o mnie. Jego mógł wypatrzyć patrol niemiecki. Za to groził Oświęcim. Niemcy szukali tych, którzy pomogli Cichociemnym, ale nie trafili do nas – wspominał po latach Emil Steller. Zabielski i Raczkowski dalej pojechali pociągiem do Bielska-Białej, gdzie się rozdzielili. Osobno przekraczali granicę Generalnego Gubernatorstwa.
Krzymowski i Zabielski dotarli do Warszawy. Później zameldował się tam również Raczkowski, którego Niemcy zatrzymali podczas przekraczania granicy. Uznali go za przemytnika i uwięzili w Wadowicach. Nawiązał on kontakt z Batalionami Chłopskimi. Został wykupiony z więzienia. Byli to pierwsi spadochroniarze-cichociemni Związku Walki Zbrojnej, późniejszej Armii Krajowej do walki w okupowanej Polsce.
W sumie przeszkolono 606 Polaków. Skoczyło do kraju 316, w tym jedna kobieta: Elżbieta Zawacka pseudonim „Zo”. Przybywali nocą gdyż byli uczeni siać dywersję i zabijać wrogów Ojczyzny po cichu. Zostali zapamiętani w historii, jako Cichociemni.